Pierwsza noc w Shinjuku
Tokyo, październik 2017
Po kilkunastogodzinnej podróży i misce cudownie ciepłego ramenu, wróciliśmy do hotelu na krótką drzemkę. Gdy obudziliśmy się wieczorem i wyszliśmy na krótki spacer, zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy na drugim końcu świata. W mieście, w którym nawet zwykłe rzeczy – jak znaki drogowe, za sprawą nieznanego nam języka, są niezwykłe.
Zdjęcia robiliśmy w biegu, w drodze na kolację, próbując łapczywie uchwycić wszystko, co nowe.
Ruben znalazł dobrą restaurację “conveyor sushi”, nazywane przez nas później “sushi z talerzyków”. Usiedliśmy na małych stołeczkach. Kelnerka poczęstowała nas wodą i postawiła przed nami dwie czarki, do których sami musieliśmy wsypać zieloną herbatę i dolać wodę z małych kraników wystających wprost z kontuaru. Na tym samym kontuarze na taśmie dookoła krążyły talerzyki z sushi. Idealna opcja dla nieśmiałych turystów. Nie musieliśmy nic mówić, tylko zdejmowaliśmy raz po raz porcję sushi przyrządzanego wprost na naszych oczach. Gdy skończyliśmy jeść, Ruben podniósł rękę i kelnerka wprawnym okiem podliczyła ilość naszych talerzyków – 15 oznajmiła i wystawiła nam rachunek.
Później spacerowaliśmy jeszcze przez chwilę po Shinjuku, ale jet lag uparcie dawał o sobie znać.
Zanim na dobre rozgościliśmy się w Tokyo, wiedzieliśmy już, że jak tylko wyjedziemy, natychmiast zaczniemy marzyć o powrocie.