Pierwszy dzień w Calgary

W podróży Kanada
Styczeń 2016
Alberta, Calgary, Kanada, zima

Po krótkim przymusowym pobycie w Polsce, baardzo długim dniu w Pradze, jeszcze dłuższej nocy przespanej na lotnisku i kilkunastu godzinach w samolocie, trafiliśmy do miasta, o którym wiedzieliśmy niewiele. Pamiętaliśmy, że było kiedyś gospodarzem zmagań olimpijskich. Ale nie wiedzieliśmy, że to właśnie tam debiutowała słynna jamajska ekipa bobslejowa… Z początku niepozornie i zupełnie zwyczajnie, z każdym tygodniem robiło się coraz ciekawiej, czyli witajcie w Calgary! – mieście, które było naszym domem przez cały piękny zimowy miesiąc.

Z Calgary Tower i “+15” (najdłuższym na świecie systemem nadziemnych korytarzy), centrum miasta – choć kompaktowe, prezentuje się całkiem nieźle. Te przejścia sprawdzają się zimą, gdy temperatury spadają do kosmicznych -20/-30 stopni. Cały system ciągnie się na odległość ponad 14 km i łączy kładkami ponad 100 budynków w centrum miasta.

Calgary Tower, mierząca 191 metrów, była przez pewien czas drugą co do wysokości budowlą w Kanadzie. Przy dobrej widoczności oprócz miasta i okalających je prerii, zobaczyć można Canadian Rockies, czyli Kanadyjskie Góry Skaliste. My na wieży nie byliśmy (pomijając lęk wysokości, góry zdecydowanie wolimy podziwiać z bliska…)

Pierwszego dnia, walcząc z masywnym jetlagiem wybraliśmy się na bardzo długi spacer. Przeszliśmy na drugą stronę rzeki w poszukiwaniu dobrego śniadania, ale pobici przez kolejkowe tłumy, swoje kroki skierowaliśmy do poczciwego Timmiego (dla niewtajemniczonych – kanadyjska sieciówka Tim Hortons). Choć kawa naszym zdaniem nie nadaje się do picia, to pączki są bardziej niż zjadliwe.

Dzięki początkowemu, potężnemu jetlagowi spełniliśmy swoje marzenie o porannym wstawaniu. Przez cały miesiąc nie zignorowaliśmy budzika i wstawaliśmy o 5 rano, co jak się okazuje nie jest wcale takie trudne, mimo kompletnej ciemności za oknem. A radość z pracy skończonej o 14 (zamiast o 18) – bezcenna!